wtorek, 22 grudnia 2020

Wigilia (2010r.)

Twórczość uczniów SP nr 25 (dawniej i dziś)





Już zaczyna się Wigilia,
a do świąt ostatnia chwila.
Barszcz czerwony już na stole
a rodzina siedzi w kole.
Śpiewamy kolędy, śpiewamy kolędy,
patrzymy przez okno - Mikołaj idzie tędy.
Każdy się raduje i dobrze się czuje.
Prezenty leżą pod choinką,
każde dziecko czeka na nie z radosną minką.
Już po Wigilii brak barszczu na stole,
a rodzina nie siedzi już w kole.
Klaudia, Monika 2010r.

poniedziałek, 21 grudnia 2020

„Czas piratki”-część 2

Omijałam kolejnych piratów z naszej załogi. Kiedyś bym z nimi pogadała, ale nie w tamtym momencie. Wszystko mnie irytowało. Zatrzymałam się przy beczce, przy której miałam zawsze treningi z Horacio. Szukałam go wzrokiem, ale nie mogłam go dostrzec. Po chwili usłyszałam, że ktoś się zbliża. Próbowałam zachować czujność, jak uczył mnie mój trener. Wyciągnęłam prawie bezszelestnie szablę. Zza beczki wyłonił się mężczyzna, którego nigdy nie widziałam. Trzymał w ręce szablę. Uśmiechnął się do mnie, nawet nie wiem dlaczego.

Zrobił pierwszy krok, który miałam sparować, ale ktoś był szybszy. Przede mną stał długowłosy brunet o oliwkowej karnacji. Od razu rozpoznałam, że to Horacio. Wróg nie był zadowolony z tego, że tu przybył bardziej doświadczony w walce korsarz. Ponownie próbował zaatakować, ale mój obrońca odparowywał jego ciosy z lekkością. Po chwili zaczął atakować. -Uciekaj!-rozkazał mi, gdy unikał kolejnych ciosów. -Ale ja chcę ci po...-nie zdążyłam dokończyć, bo przerwał mi. -Uciekaj!-wrzasnął na mnie robiąc przy okazji cios znad głowy.

Pragnęłam mu pomóc. Nie chciałam go stracić, tylko dlatego że nie udzieliłam mu wsparcia, jednak musiałam uciekać, by powiadomić wszystkich o całym zajściu. Nikt nie zabił w dzwon, co oznaczało, że albo nikt nie wiedział albo wrogowie są pod dzwonem. Biegłam, by poinformować ojca o tym wszystkim. Kątem oka widziałam, jak walkę rozpoczyna pozostała część załogi. Liczyłam na nich. Nie mogliśmy się poddać i oddać im od tak statek. Był dla nas wszystkim. W duchu modliłam się, by nic im się nie stało.

Dotarłam do słupa, przy którym ostatnio widziałam się z tatą. Rozglądałam się za nim, ale nigdzie go nie widziałam. Zastanawiałam się, gdzie może być. Bałam się, że go zabrali lub, co gorsza, zabili. Podeszłam trochę bliżej, by móc zobaczyć jakiekolwiek ślady, które naprowadziłyby mnie na jego trop. Pochyliłam się trochę, by przyjrzeć się dokładnie. Nagle …poczułam przeszywający ból w okolicach głowy. Nogi uginały się pode mną. Powieki się zamykały, widziałam jedynie ciemność, od której z całej siły chciałam uciec. Jednak nie potrafiłam tego uczynić. Zamykając oczy, myślałam o tym, że potrzebują mnie moi przyjaciele.

Obudziłam się, nawet nie wiem kiedy. Otworzyłam najpierw prawe oko, a potem lewe. Dalej czułam ból, ale nie tak silny, jak wcześniej. Byłam związana jakąś liną (zapewne znalezioną na statku). Błagałam w myślach, by oprócz mnie nikt nie został złapany. Próbowałam się rozejrzeć po pokoju, żeby znaleźć narzędzie, którym mogłabym przeciąć linę. Pokój ten był dosyć mały. Na środku stały tylko dwa fotele i biurko. Domyśliłam się, że musiał być to gabinet kapitana. Chociaż dobrze, że znajdowałam się na naszym statku, a nie na zupełnie obcej wyspie. Słyszałam przytłumione głosy, które na pewno nie należały do naszej załogi. Po chwili odgłos czyichś kroków. Ktoś szedł, a ja nie mogłam sobie pozwolić na chwilę nieprzytomności.

Jakiś mężczyzna wszedł do środka. Miał na sobie czarną narzutę, a pod spodem białą koszulę. Uśmiechnął się do mnie szyderczo. Podszedł do mnie bardzo blisko. Czułam się z tym dosyć niekomfortowo. -Widzę, że się obudziłaś-patrzył prosto w moje oczy. Nie chciałam mu nic odpowiadać. Chociaż go dopiero poznałam, to już go nienawidziłam. Zrobiłam jakiś grymas, by wiedział, że nie można ze mną zadzierać. -Zostaw nas samych, Jacinto-rozkazał swojemu wspólnikowi. -Ale panie...-próbował wyrazić swój sprzeciw. -Po prostu nas zostaw-tracił chyba cierpliwość. Bez słowa wyszedł, a ja nadal nie wiedziałam co planuje mój wróg. Wyjął z kieszeni złoty zegarek na łańcuszku. Tarcza tego zegarka była niebieska, co przyciągało wzrok. Nie wiem czemu, ale chciałam na niego patrzeć cały czas i zapomnieć o moim dotychczasowym życiu oraz świecie.

-Chcę tylko, żebyś zapamiętała jedną rzecz... moje imię. Brzmi ono Nacho Bustos-rzekł poważnie, jakby od tego zależało moje całe życie. Nie wiem co się ze mną później działo. Niebieskie światło zegarka porwało mnie bez reszty. Chciałam go mieć tylko dla siebie. Zasnęłam z powodu zmęczenia. Obudziłam się może po kilku minutach, a może po kilku godzinach czy nawet dniach. Rozejrzałam się, gdzie jestem. Nie byłam w gabinecie taty, ani nie byłam związana sznurem. Wszystko mnie bolało, jakbym spadła z jakiejś dużej wysokości. Leżałam na posadzce podobnej do tej, jak na naszym statku. Powinnam się wtedy dowiedzieć co się działo, ale nie miałam już siły. Byłam przytłoczona tym wszystkim, co się wydarzyło. Postanowiłam, że zajmę się tym później. Chociaż nie wiedziałam, że od tamtego momentu wszystko się zmieni.

Natalia kl. 7

piątek, 18 grudnia 2020

„Czas piratki”-część 1

Sol... imię, które mi nadano po przyjściu na świat. Sol oznacza słońce, co jest trochę dziwne przez to kim jestem. Dokładnie jestem córką kapitana małej szajki korsarzy.
Wstałam rano, wiedząc, że większość ludzi z pokładu była już na nogach. Domyślałam się, że dzisiaj przyjaciel mojego ojca nie da mi wygrać. Ostatnio go zdenerwowałam, gdy nie potrafiłam zrobić prostego uniku. Musiałam się bardziej postarać. Spojrzałam, czy ostrze w mojej szabli jest dobrze naostrzone. Uznałam, że chyba tak, chociaż trzon był zarysowany po ostatnim treningu. Cicho westchnęłam, przepasałam moją broń i otworzyłam drzwi. Gdy wyszłam, ujrzałam Horacio palącego cygaro. Popatrzył na mnie z wyrzutem: Ileż można się rano szykować? Uśmiechnęłam się do niego i poklepałam głownię na znak, że jestem gotowa na trening. On tylko pokiwał przecząco głową, a następnie podszedł do mnie i pociągnął w stronę kadłuba, gdzie znajdował się ster. Próbowałam się mu wyrwać, ale nie mogłam.

Puścił mnie dopiero, gdy znaleźliśmy się przy sterze. Zaczęłam krzyczeć. Stałam tyłem, dlatego nie zauważyłam, kto jest za mną. Poczułam dotyk dłoni na moim ramieniu. Gwałtownie się obróciłam i zobaczyłam ojca ubranego w granatowy żakiet i spodnie. Domyślałam się, że chce ze mną przeprowadzić poważną rozmowę. Horacio zaczął się wycofywać, jakby rozumiał powagę sytuacji. Co ja mówię, on na pewno znał powagę tej sytuacji. Popatrzył się, jak jego przyjaciel odchodzi. Następnie kilka razy się rozglądał, by upewnić się, że nikogo nie ma i może swobodnie mówić. Przewróciłam oczami. Nie chciałam tracić czasu na głupie gierki. -Co chciałeś mi powiedzieć?-spytałam trochę już poddenerwowana. -Słoneczko...-zawsze mnie tak nazywał. -...jesteś już na tyle dorosła, by zawrzeć przymierze. -Jakie znowu przymierze? I kto ma być naszym sprzymierzeńcem? Jak mam zawrzeć to przymierze?-czasem mam tak, że zadaję za dużo pytań i w tym przypadku było tak samo. -Weźmiesz ślub z synem kapitana Morsów. Dzięki temu będziemy mieli z nimi sojusz. Jutro macie umówione spotkanie, więc się przygotuj-wyjaśnił mi wszystko. -Co takiego? Mam dopiero szesnaście lat! Nie będę brała żadnego ślubu!-krzyczałam.

Zebrał się we mnie gniew, którego nigdy nie odczuwałam w stosunku do mojego ojca. Popatrzyłam na niego z groźną miną i chyba odruchowo, wyciągnęłam z mojej pochwy szablę. Trzymałam ją na wysokości brody mojego taty. Patrzył na mnie skupiony. Szepnął tylko:-Nie radzę. Opuściłam swoją broń i włożyłam ją ostrożnie na miejsce. Ostatni raz dałam mu do zrozumienia, żeby ze mną nie zadzierał, a potem odwróciłam się i szłam przed siebie. Ślub i do tego tylko dla przymierza. Dlaczego nie mógł w tym wszystkim pomyśleć o mnie?

Natalia kl. 7