poniedziałek, 21 grudnia 2020

„Czas piratki”-część 2

Omijałam kolejnych piratów z naszej załogi. Kiedyś bym z nimi pogadała, ale nie w tamtym momencie. Wszystko mnie irytowało. Zatrzymałam się przy beczce, przy której miałam zawsze treningi z Horacio. Szukałam go wzrokiem, ale nie mogłam go dostrzec. Po chwili usłyszałam, że ktoś się zbliża. Próbowałam zachować czujność, jak uczył mnie mój trener. Wyciągnęłam prawie bezszelestnie szablę. Zza beczki wyłonił się mężczyzna, którego nigdy nie widziałam. Trzymał w ręce szablę. Uśmiechnął się do mnie, nawet nie wiem dlaczego.

Zrobił pierwszy krok, który miałam sparować, ale ktoś był szybszy. Przede mną stał długowłosy brunet o oliwkowej karnacji. Od razu rozpoznałam, że to Horacio. Wróg nie był zadowolony z tego, że tu przybył bardziej doświadczony w walce korsarz. Ponownie próbował zaatakować, ale mój obrońca odparowywał jego ciosy z lekkością. Po chwili zaczął atakować. -Uciekaj!-rozkazał mi, gdy unikał kolejnych ciosów. -Ale ja chcę ci po...-nie zdążyłam dokończyć, bo przerwał mi. -Uciekaj!-wrzasnął na mnie robiąc przy okazji cios znad głowy.

Pragnęłam mu pomóc. Nie chciałam go stracić, tylko dlatego że nie udzieliłam mu wsparcia, jednak musiałam uciekać, by powiadomić wszystkich o całym zajściu. Nikt nie zabił w dzwon, co oznaczało, że albo nikt nie wiedział albo wrogowie są pod dzwonem. Biegłam, by poinformować ojca o tym wszystkim. Kątem oka widziałam, jak walkę rozpoczyna pozostała część załogi. Liczyłam na nich. Nie mogliśmy się poddać i oddać im od tak statek. Był dla nas wszystkim. W duchu modliłam się, by nic im się nie stało.

Dotarłam do słupa, przy którym ostatnio widziałam się z tatą. Rozglądałam się za nim, ale nigdzie go nie widziałam. Zastanawiałam się, gdzie może być. Bałam się, że go zabrali lub, co gorsza, zabili. Podeszłam trochę bliżej, by móc zobaczyć jakiekolwiek ślady, które naprowadziłyby mnie na jego trop. Pochyliłam się trochę, by przyjrzeć się dokładnie. Nagle …poczułam przeszywający ból w okolicach głowy. Nogi uginały się pode mną. Powieki się zamykały, widziałam jedynie ciemność, od której z całej siły chciałam uciec. Jednak nie potrafiłam tego uczynić. Zamykając oczy, myślałam o tym, że potrzebują mnie moi przyjaciele.

Obudziłam się, nawet nie wiem kiedy. Otworzyłam najpierw prawe oko, a potem lewe. Dalej czułam ból, ale nie tak silny, jak wcześniej. Byłam związana jakąś liną (zapewne znalezioną na statku). Błagałam w myślach, by oprócz mnie nikt nie został złapany. Próbowałam się rozejrzeć po pokoju, żeby znaleźć narzędzie, którym mogłabym przeciąć linę. Pokój ten był dosyć mały. Na środku stały tylko dwa fotele i biurko. Domyśliłam się, że musiał być to gabinet kapitana. Chociaż dobrze, że znajdowałam się na naszym statku, a nie na zupełnie obcej wyspie. Słyszałam przytłumione głosy, które na pewno nie należały do naszej załogi. Po chwili odgłos czyichś kroków. Ktoś szedł, a ja nie mogłam sobie pozwolić na chwilę nieprzytomności.

Jakiś mężczyzna wszedł do środka. Miał na sobie czarną narzutę, a pod spodem białą koszulę. Uśmiechnął się do mnie szyderczo. Podszedł do mnie bardzo blisko. Czułam się z tym dosyć niekomfortowo. -Widzę, że się obudziłaś-patrzył prosto w moje oczy. Nie chciałam mu nic odpowiadać. Chociaż go dopiero poznałam, to już go nienawidziłam. Zrobiłam jakiś grymas, by wiedział, że nie można ze mną zadzierać. -Zostaw nas samych, Jacinto-rozkazał swojemu wspólnikowi. -Ale panie...-próbował wyrazić swój sprzeciw. -Po prostu nas zostaw-tracił chyba cierpliwość. Bez słowa wyszedł, a ja nadal nie wiedziałam co planuje mój wróg. Wyjął z kieszeni złoty zegarek na łańcuszku. Tarcza tego zegarka była niebieska, co przyciągało wzrok. Nie wiem czemu, ale chciałam na niego patrzeć cały czas i zapomnieć o moim dotychczasowym życiu oraz świecie.

-Chcę tylko, żebyś zapamiętała jedną rzecz... moje imię. Brzmi ono Nacho Bustos-rzekł poważnie, jakby od tego zależało moje całe życie. Nie wiem co się ze mną później działo. Niebieskie światło zegarka porwało mnie bez reszty. Chciałam go mieć tylko dla siebie. Zasnęłam z powodu zmęczenia. Obudziłam się może po kilku minutach, a może po kilku godzinach czy nawet dniach. Rozejrzałam się, gdzie jestem. Nie byłam w gabinecie taty, ani nie byłam związana sznurem. Wszystko mnie bolało, jakbym spadła z jakiejś dużej wysokości. Leżałam na posadzce podobnej do tej, jak na naszym statku. Powinnam się wtedy dowiedzieć co się działo, ale nie miałam już siły. Byłam przytłoczona tym wszystkim, co się wydarzyło. Postanowiłam, że zajmę się tym później. Chociaż nie wiedziałam, że od tamtego momentu wszystko się zmieni.

Natalia kl. 7

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz